Jerzy Janusz Miklewski ps. „Zawisza” / ur. 28.08.1925, zm. 21.02.2015/ Żołnierz niezłomny.
Niestety nie doczekał pełnej rehabilitacji, o którą całe życie walczył, torując drogę do niepodległości Polski . Odszedł w lutym ubiegłego roku. Syn rotmistrza Bohdana Miklewskiego, ps.” Kmicic”, oficera XII Pułku Ułanów Podolskich, wielokrotnego medalisty przedwojennych wyścigów konnych. Gen. Anders powierzył mu swoja stajnię, aby trenował jego konie. W czasie wojny był dowódcą garnizonu Narodowych Sił Zbrojnych w Częstochowie . Ciężko raniony w akcji na niemiecką ciężarówkę, a następnie pobity przez polskiego policjanta na służbie okupanta, zmarł.
Syn jego Jerzy Janusz Miklewski, wychowywany w duchu patriotycznym, bez porozumienia z rodzicami podjął decyzję o wstąpieniu do NSZ. Nie wiedział, że jego ojciec jest tam komendantem. Spotkali się, kiedy Janusz siedział na kursach podchorążych. Uczestniczył w konspiracyjnych akcjach zbrojnych przeciwko hitlerowskim najeźdźcom. Po „oswobodzeniu” Częstochowy przez wojska radzieckie zgłosił się na ochotnika do Ludowego Wojska Polskiego w celu kontynuacji walki z niemieckim okupantem. Został aresztowany i za działalność w NSZ skazany na 7 lat pozbawienia wolności oraz 5 lat pozbawienia praw publicznych i obywatelskich praw honorowych. Wyrok odsiadywał we Wronkach koło Poznania, w jednym z najcięższych politycznych więzień w Polsce. Po dwóch latach objęła go amnestia. Nadal stale inwigilowany i prześladowany nazywany „wrogiem ludu”. Z taką opinią trudno było mu podjąć jakąkolwiek pracę. Wyjechał w Bieszczady, chcąc zostać drwalem, ale nawet i tej pracy nie udało mu się zdobyć. Pomimo ciężkich warunków materialnych, na utrzymaniu miał rodzinę z trójką dzieci, nigdy się nie złamał. Nie skorzystał z wielu kuszących, ale niegodnych propozycji władzy. Nie podał się do końca swego życia. Zawsze na pierwszym miejscu stawiał BÓGA, HONOR i OJCZYZNĘ. Tatusiu jestem z Ciebie dumna. Dzisiaj doczekałeś się czasów, aby wreszcie nazwać Cię BOHATEREM NARODOWYM. Możesz spoczywać w pokoju.