Przemieszczała się pani na bieszczadzkich hucułach.
Musiałam spróbować jak one sobie radzą w tak trudnych warunkach. I okazało się , że całkiem nieźle im to idzie. Dosiadłam ich w Ośrodku Turystyki Konnej „ Ostoja”*1 Józefa Kuśnierza, gdzie zostałam zaproszona na podkarpacki rajd, ale to dla bardzo wytrawnych koniarzy, nie takich debiutantów jak ja. Jeździłam także u bieszczadzkiego kowboja, Henryka Victoriniego, prawdziwej bieszczadzkiej legendy , samotnika, dla którego najważniejsza jest harmonia natury i wartości wypływające z obcowania z nią na co dzień, człowieka żyjącego pięknie bez zdobyczy i zagrożeń cywilizacji.
Jest Pani odważna, dosiadając konia w tak trudnych terenach.
Nie boi się ten , kto jak ja nie ma wyobrażenia o niebezpieczeństwach, albo ich po prostu nie zauważa. Nie wiem, czy dobrze o mnie świadczy, ale przecie nieźle trwam…. Więcej we wrześniowym magazynie „Konie i Rumaki” ” Zapraszm