Ciężko było jak zwykle wstać, ale o 4.30 odliczyłam już w Ustrzykach Górnych. Miałyśmy iść na Halicz, ale niestety nie udało się. Szybka decyzja i wspinamy się na Wetlińską. Połonina powitała nas ścianą mgieł. Zero widoczności. Z wielką nadzieją oczekiwałyśmy wschodu popijając gorącą kawę. Marzyłyśmy, aby poranne słońce rozbiło mgłę. I tak też się stało. Mocno zamulone słoneczko wzbijało się coraz wyżej odsłaniając wierzchołki połonin.. Migawki poszły w ruch. W pewnym momencie ponownie się zamgliło i zobaczyłyśmy swoje cienie w delikatnej aureoli . Widmo Brockenu, bo tak nazywa się to zjawisko trwało krótko i było bardzo słabiutkie. Wśród taterników
istnieje przesąd mówiący, że człowiek, który zobaczył widmo Brockenu, umrze w górach. Wymyślił go w 1925 roku i spopularyzował Jan Alfred Szczepański. Ujrzenie zjawiska po raz trzeci „odczynia urok”, co więcej – szczęśliwiec może się czuć
w górach bezpieczny po wsze czasy. Zatem czekamy z Ewą kolejny raz.