Jesienny Plener ZPFP ORP Bieszczady 2017

Jesienny plener ZPFP w Bieszczadach którego miałam przyjemność być organizatorem przechodzi do historii, ale wspomnienia żyją w naszych sercach do dziś. Koleżeństwo obficie zjechało z całej Polski rządne wrażeń z bieszczadzkiej dziczy i orgii jesiennych kolorów. Bieszczady nie zawiodły pokazując się w pełnej palecie barw. Ale niestety nie zawsze musi być do końca świetnie. Zabrakło nieco słońca, które by te kolory podkręciło i rozświetliło. Nie było ani jednego spektakularnego wschodu.

Kolejny poranek nas nie rozpieszcza. Nikt z plenerowiczów nie wstaje na wschód słońca. Myślę, nie odpiszałam. Wstaję. Leniwie zwlekam się z ciepłego łóżeczka i ruszam w kierunku Sianek. W oddali zarysowuje jakaś postać z ogromną głową. Podjeżdżam bliżej. Okrągłe oczy jak dwie pinezki wpatrują się we mnie . Nie mam wątpliwości. Jest to puszczyk uralski. Hura!!!! Z bijącym sercem wysiadam z samochodu i chowając się za drzewami próbuję bliżej podejść. Co rusz wyłaniam się zza świerków i fotografuję. Ptak stale mnie obserwuje. Kiedy się zbliżam odfruwa, ale siada na drzewach oddalonych ok 20 metrów dalej. Wchodzę w las, aby mnie zupełnie nie widział i krawędzią lasu podchodzę coraz bliżej. Ural już poluje w trawie na myszy. Myślę świetnie. Piękny obrazek. Nie mogę zmarnować okazji. Chwilę obserwuję i lecę serią niczym karabinem maszynowym , aby utrwalić to co zsyła mi los. Znowu się przybliżam, ale ptaszysko mnie widzi i odfruwa niecnie dalej. Siada również na obrzeżach lasu. Zachęcona wcześniejszymi podchodami, ponownie idę brzegiem lasu nie widząc ptaka. W pewnym momencie przeskakuje rów z wodą i decyduje się wyjść już na łąkę. Niestety wprost na urala , który błyskawicznie się zrywa i odfruwa głęboko w las. Tym razem bezpowrotnie. W myślach knuję sobie kolejne podchody. Doświadczeni koledzy „ptasiarze” namawiają mnie. „ Ural lubi szkło, warto nad nim popracować” .

I tak trzeba zrobić . Jeszcze „zapoluję” I znowu jest po co żyć. .