Długo czekałam na rozpoczęcie pleneru fotograficznego w Pieninach. Zawsze chciałam pojechać i wspiąć na szczyt gór, zaglądając głęboko Tatrom w „oczy”. Przyszedł oczekiwany moment. Temperatury wskazywały -29 stopni na dole. Małe zaniepokojenie, ale determinacja tak duża, że nie pozwoliła trzeźwo myśleć o jakimkolwiek zagrożeniu. Ubrani na cebulkę o 3 w nocy ruszyliśmy górą Wdżar w Kluszkowcach w kierunku najwyższego szczytu pasma Lubania w południowo- wschodniej części Gorców. Szliśmy 2, 5 godziny pasmami leśnego szlaku nie będąc świadomi tak drastycznego obniżenia temperatury. Im wyżej wspinaliśmy się, tym widoki stawały się jak z bajki. Całkowicie bialutkie drzewa a w nich lodowa wieżyczka „szczęścia”. Jeszcze tylko troszeczkę wysiłku i są ukochane Taterki. Widoczność rewelacyjna na cztery strony świata. Warunki fotograficzne wymarzone, ale niestety nie przełożyło się to na zrobienie dobrych zdjęć.Wiatr hulał nieubłagalnie. Zimno przedostawało się przez najgrubsze odzienia. Temperatura odczuwalna sięgnęła -40 st. C. Statyw blokował się przy rozłożeniu. Przyciski nie chodziły, a ręce grabiały coraz bardziej. Z trudem udało się go rozłożyć. Nieustanny tupot stóp moich współtowarzyszy niedoli nie pozwolił na ostre zdjęcia. Marzeniem moim było jak najszybciej zejść. W palce
rąk i nóg wbijały się lodowate szpile i kończyny odmawiały posłuszeństwa. Widoków jednak nikt mi nie potrafi odebrać. To co ujrzałam pozostanie do końca w mej pamięci. Wdzięcznie stojące biało niebieskie „panny” w lodowej glazurze a w oddali grzebienie, groźnych ośnieżonych gór, podświetlone laserami wschodzącego słońca.