Wszystko wskazywało na duże mgły. Były, ale tak intensywne, że widoczności spadała na odległość 10 metrów. Halicz był całkowicie zakryty. Ślinie wiejący wiatr wróżył ich odsłonięcie. Mijały minuty, a nawet godziny. Wdzierające się promienie słoneczne na połoniny znikały w ułamkach sekund. Życiowa proza nie pozwalała dłużej czekać. Zaczęliśmy schodzić. Z każdym krokiem widoczność się poprawiała. Wreszcie można było ucieszyć oko. Teraz tylko wiatr walczył z nami, poruszając aparaty ze statywami. Może jutro będzie lepiej??????????????